Blisko trzy czwarte objętości 49 tomu „Płaju” zajmuje tematyka legionowa, a zarazem karpacka. Nie bez kozery, albowiem jesienią i zimą 2014/15 minęło równo sto lat od tamtych dni, kiedy młodzi żołnierze Legionu Polskiego staczali swoje pierwsze boje w dolinach Marmaroszu i Gorganów. Część artykułów to pokłosie sesji historycznej zorganizowanej z tej okazji przez Towarzystwo Karpackie w Rafajłowej w dniach 1–2 października 2014 r. w ramach obchodów rocznicowych. Uroczystościom tym poświęcamy artykuł wstępny.
Na szczególne polecenie zasługuje tekst Andrzeja Wielochy przedstawiający szczegółowo najwcześniejszą fazę karpackiej kampanii legionowej i rozwiewający przy okazji narosłe wokół niej mity. Innym mitem — rzekomo legionowych umocnień górskich na grzbietach Gorganów — zajmuje się Dariusz Dyląg, ale jego artykuł obszernymi dygresjami porusza także szereg innych wątków, aż po działania oddziałów węgierskich w obronie linii Karpat jesienią 1944 r. Fascynujący jest artykuł Leszka Rymarowicza, który zestawia ze sobą historię i tradycje dwóch formacji: Legionów Polskich i Ukraińskich Strzelców Siczowych, sto lat temu występujących przeciwko wspólnemu wrogowi, jeśli nie ramię w ramię, to blisko siebie; za sprawą wyroków historii niewiele później tym samym ludziom przyszło skrzyżować ze sobą broń. Szczególnie godny uwagi jest tu wątek dziewcząt walczących w szeregach USS z karabinami w dłoniach na równi z mężczyznami — zjawisko w tamtej wojnie zupełnie wyjątkowe.
Tadeusz Trajdos przybliża barwną sylwetkę niezłomnego legionowego kapelana ks. Panasia, wykraczając daleko poza karpacką część jego wojennego życiorysu, a Jan Bujak przypomina o Polakach z Bukowiny ofiarnie walczących w szeregach Legionów o wolność ojczyzny, choć ich własna „mała ojczyzna” miała się znaleźć poza jej granicami.
Warto zwrócić uwagę na dwa obszerne artykuły poświęcone odszukiwaniu i utrwalaniu dla potomności tego, co — zdawałoby się — bezpowrotnie odeszło w niepamięć. Leszek Rymarowicz szkicuje portret przedwojennej polskiej społeczności Szybenego, niewielkiego przysiółka nad Czarnym Czeremoszem, posiłkując się w znacznej części nigdy niepublikowanymi wspomnieniami i zdjęciami wygrzebanymi w rodzinnych archiwach. Wojciech Krukar zaś oferuje kolejną porcję wiadomości o Wołosatem, zaczerpniętych od jej dawnych mieszkańców, rozproszonych po różnych miejscowościach Ukrainy, a nawet za oceanem.
Szczególną perełką tego tomu jest zaś przełożony z francuskiego fragment książki Rosy Bailly, francuskiej pisarki, zasłużonej przyjaciółki Polski i Polaków, opisujący jej wizytę u stóp Czarnohory w latach trzydziestych XX w. Urzeka on świeżością spostrzeżeń i formą literacką. A tu można znaleźć spis treści tomu 49. Miłej lektury!
Kategorie