Wszystkie znaki na niebie i ziemi stawiały pod znakiem zapytania tegoroczny odpust w Łopience, bowiem od tygodnia w Bieszczadach lało, było zimno, wilgotno i nieprzyjemnie. Potoki wezbrały, ziemia nasiąkła i wszędzie królowało bieszczadzkie błoto, a w dolinie Łopienki mgły i chmury okryły okoliczne szczyty. Na wypożyczonej scenie, która pełniła rolę ołtarza polowego, pomimo daszku nie było skrawka suchej powierzchni. Jedynie cerkiew zapewniała schronienie od deszczu, ale cóż to jest jedna cerkiew na tak wielu.
A jednak mimo tak niesprzyjających warunków już od soboty zaczęli zjeżdżać do Łopienki sprzedawcy i rozstawiać namioty wokół cerkwi, no bo jak odpust, to nie może zabraknąć odpustowych cukierków, korkowców, serduszek i koralików. Od soboty zaczęło się też sprzątanie i dekorowanie cerkwi. Wszystkim kierowała Agnieszka Bernadzka od lat dbająca o właściwy wystrój cerkwi na wszystkich uroczystościach, a pomagali jej tradycyjnie harcerze z Przeworska. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W niedzielę odświętnie udekorowana cerkiew powoli wypełniała się przybywającymi pielgrzymami chociaż przez całą noc i poranek padało.
Deszcz nie zniechęcił także uczestników pieszej pielgrzymki z Górzanki, którą jak zwykle prowadził ksiądz Piotr Bartnik. Przez rwące wody potoków i błotniste leśne drogi szczęśliwie dotarła do Łopienki. W tym czasie gotowe już było nagłośnienie, zamontowane przez nadleśniczego Wojciecha Głuszko, dojechała też Agata Rymarowicz, która przygotowała oprawę muzyczną mszy, dojechali także księża. Czytaj dalej
Kategorie