Połonina nie lubi szachrajstwa (Płaj 43)

Petro Szekeryk-Donykiw, Dido Iwanczik (fragment)
Z nastaniem wieczoru cała chudoba była już na swoim miejscu. Krowy spały w korowarce, woły w bowharce, konie w stadnarce, tylko owce spały w osobnych botejach w carkach. Miszannycy wieczorem podoili swoje boteje każdy osobno i zaglegali to mleko dla siebie, a nie dla deputata, bo watah Karpa miał jeszcze tego wieczoru wiele zajęć w stai. Przed zastajkami koło chudoby, przy koszerach pasterze i miszennycy palili wielkie watry przez całą noc, aby dzikie zwierzęta nie straszyły chudoby. W stai też paliła się wielka watra, bo watah, deputat, starszy owczarz i wielu miszennyków do późna prowadzili rozhowory przy watrze. Iwanczik grał na fłojerze, a te kobiety które przyszły zamiast swoich mężów na połoninę do dojenia na miarę, na przemian z mężczyznami śpiewały z flojerą rozmaite śpiewanki. Częstowali się gorzałką. Opowiadali swoje przygody czasem tak wesołe, że od śmiechu zalewali się łzami. Starsi opowiadali o dawności i o opryszkach. Aż gdzieś po północy położyli się spać, tam gdzie kto mógł znaleźć miejsce, aby choć troszkę, do pierwszej rannej zorzy, podrzemać. Watah z deputatem spali na swoich miejscach za werkluchem przy watrze, na ławach. Wielu miszennyków legło spać w stai na ziemi. Leżeli na przemian mężczyźni z kobietami, ale spali uczciwie, jak bracia z siostrami, bo bali się, że jakby spokojnie nie spali, to mogli by zaszkodzić chudobie na połoninie. Pasterze strzegli się, aby nie spać na połoninie z cudzą żoną, bo przez całe lato nie zdołali by odegnać się od wilków i niedźwiedzi, tak nachodziłby w nocy dziki zwierz ich koszary i zagrody z chudobą, bo nie można robić rozpusty na połoninach.
(…)


Rano, kiedy tylko wstały zorze, watah głosem trembity budził ze snu połoninę, pasterzy, miszennyków i całą chudobę. Na głos trembity na stoiszczu zaczął się ruch jak w mrowisku. Jeszcze nawet słońce nie wzeszło, a owce były już podojone. Rano przed dojeniem na miarę owce doili pasterze, a miszennycy pomagali im doić, ale doili tylko cudze owce, a nie swoje, aby czasem któryś z nich nie zostawił u swojej owcy nie wydojonego mleka. Iwanczik był temu przeciwny. Mówił że choćby doił swoje owce, to nie zostawił by ani kropli mleka nie wydojonego u ani jednej owcy przed dojeniem na miarę, bo w jesieni ta owca już by nie zeszła z połoniny do zagrody we wsi. Zostałaby na wieki na połoninie, bo połonina nie lubi szachrajstwa.
Gdy owce przed dojeniem na miarę poszły paść się na połoninę, razem z nimi poszli dwaj miszennycy, prosili aby pasterze nie prowadzili owiec na miejsca gdzie jest zimno, bo od zimna owca gubi mleko. Reszta miszennyków, która została w staji, poszła do lasu rąbać smreki, kłuli je na worynie i zakładali koszary dla owiec i marżyny, aby w lecie pasterze mieli spokój z ogradzaniem koszar. Iwanczik z korowarem w obecności deputata doił na miarę swoje krowy. A watah w staji, gdy pomierzył to mleko w dojnicy bowtem zaśmiał się, bo Iwanczik wydoił niezgorszą ilość mleka. Na cztery krowy wydoił sześć berbenic bryndzy i pół berbenicy masła. A piąta krowa, ozymiwka, była jako zapłata dla deputata za wypas na połoninie . Ranne mleko od krów było dla miszennyków na bryndzę, a wieczorne deputatowi za paszę i zapłatę pasterzom za robotę przy chudobie na połoninie. Z krowiego i owczego rannego mleka watah zrobił w putynie ładny budz sera, włożył go w płócienne cedzidło, powiesił na czopie w ścianie, aby odciekała żętyca, aby później dojrzewał na stryszku. Po tym z żętycy warzył wurdę w wielkim miedzianym kotle — zerenyku zawieszonym na werkluhu nad watrą. Gdy żętyca zaczęła się podgrzewać, wlał słodkie mleko, a jak zaczynała wrzeć wlał zakwas z kwaśnej huślanki, wtedy żętyca dobrze się ścięła i od razu oddzieliła się cała wurda. W porze obiadu watah dał sygnał trembitą, aby owce wracały z pastwiska do strunki na dojenie na miarę. Pierwsze do staji zeszły psy owczarskie, a watah dał im zrobiony już obiad. Gdy zobaczył na staji psy, to pospieszył warzyć kuleszę w miedzianym kotliku na werkluhu nad watrą. Podał ją do jedzenia ze świeżą serbankę ponaglając by szybko jedli, bo była już najwyższa pora doić owce na miarę.
Watah zwoływał: Miszannyki gdzie jesteście? Czas siadać do strunki, doić owce na miarę — krzyczał głośno rozkazującym głosem na stoiszczu, tak aby wszyscy słyszeli. Nawet i ci, którzy chytrze unikali pracy, robili sobie żarty, albo szukając chłodu chronili się przed słońcem w lesie pod smrekami i tam spali na mięciutkim mchu.
Miszennycy posiadali rzędem w strunkach i każdy doił swoje owce na miarę. Przed dojeniem deputat z watachem przejrzeli wiadra, czy u kogoś nie było wody, wlanej dla zwiększenia ilości mleka. Deputat prosił miszennyków: — Proszę was, gazdowie moi lubi, doić rzetelnie swoje owce na miarę, nie zostawiajcie w nich mleka, ale i mnie nie oszukujcie, bo dzisiaj są różni ludzie na świecie, są i fałszywi tacy, co drugiego by nie pożałowali.
Po tym usiadł doić swoje owce na miarę, bo watah musiał wiedzieć ile od jego owiec będzie się należeć datu, oprócz zapłaty za połoninę. Watah musiał mieć wszystkie rachunki z połoniny zrobione na rewaszu, co komu i ile czego należało się dać, od kogo i ile wziąć. Prowadził całe gazdostwo na staji i za wszystko był odpowiedzialny. Musiał za całe lato wydać miszennykom bryndzę z ich owiec, zapłacić pasterzom, deputatowi dat za połoninę i dla siebie zostawić nabiał jako zapłatę za watahowanie, według umowy zrobionej na wiosnę z deputatem. Odpowiadał na jesieni przed wszystkimi miszennykami i pasterzami gdy coś było nie w porządku w staji, bo deputat odpowiadał za wszystko tylko pieniędzmi, watah swoim honorem i reputacją. Dlatego tak ostro pokrzykiwał na miszannyków, aby przyśpieszali dojenie, bo mówił, że jak tylko słońce nachyli się z południa, to miara musi być zakończona.
Ci miszennycy, którzy mieli dużo owiec zaczęli od razu doić. A ci co mieli mniej do dojenia, na początku tylko siedzieli w strunkach, bo mieli dosyć czasu zdoić po kilka swoich owieczek, zanim swoje stado podoją bogacze. Niejeden nie lubił się spieszyć z dojeniem owiec na miarę, bo czym później doił owcę, tym więcej miała mleka. Dlatego z dojeniem każdy się ociągał, jak tylko mógł najdłużej. Nie przejmował się tym, że watah, starszy owczarz i deputat przynaglali, aby jak najprędzej doić, bo wiedział że robili to dla własnej korzyści, a nie na korzyść miszennyków.
Miszennycy każdą owcę doili na miarę bardzo starannie. Ściskali w rękach wymiona, wyciągali je i masowali. Plaskali dłonią po brzuchu owcy, co jakiś czas popluwając na palce, tak boleśnie ciągnęli za wymiona, że owca aż padała na kolana. Dojąc na miarę nie żałowali swoich owiec, a po prostu doili tak, aby jak najwięcej na bryndzę nadoić tego mleczka. A nie jednemu to już nawet nie tak zależało na bryndzy, tylko na tym żeby pokazać się z honorem, że ma dobre, mleczne owce.
Słońce wskazywało już południe, a miszennycy jeszcze połowy owiec nie podoili. Watah znowu głośno nawoływał żeby przyśpieszyć z dojeniem. Mówił: — Jak pusta owca to choćbyś i cały dzień ciurkał, to niczego nie naciurkasz, bo puste zostanie pustym. — I dalej sierdził się i naciskał: — A kto już zdoił swoje owce, niech zaraz niesie mierzyć mleko do stai.
Wydojone na miarę owce miszennycy wpuszczali do wielkiej koszary, do stada. Mieszali wszystkie owce razem w jeden wielki botej na całe lato, aż do rozłączenia. Starszy owczarz Gadżoma, chodził od jednego do drugiego miszennyka i karbował na rewaszu, ile u którego było owiec dojnych, jałowych, jarych i baranów, ile kóz, koźląt i capów. Sprawdzał znamiona w uszach owiec. Oglądał każdą owce, jej wełnę. Zapamiętywał sobie od razu owce każdego gazdy. Jak choć raz zobaczył owcę, to poznałby ją choćby się zmieszała z cudzymi. Dlatego tam gdzie przebywał na latowaniu, tam przy rozłączeniu nigdy nie było krzyku i zamieszania z owcami, bo oddawał każdemu gaździe do rąk jego owce i ani jednego znamienia nie pomylił. I nie pomylił się, ile kto miał owiec na połoninie. Bo zdarzało się, że miszennyk zapomniał ile miał owiec na połoninie, albo nie poznał swego znamienia.
Iwanczik był prędki do dojenia, bo nie chciał przez odrobinę mleka wadzić się z watahem i deputatem. Ale i tak nie miał krzywdy na bryndzy, bo miał dobre, mleczne owce i umiał je doić dobrze i szybko. Pierwszy wniósł do stai mleko do mierzenia. Postawił wiadro z mlekiem na kowbok* równo z putyną przykrytą płóciennym cedzidłem.
Watah przy wierzchu putyny mierzył mirtukiem ile Iwanczik nadoił berbenic bryndzy ze swoich owiec i kóz. Zaczerpnął mirtukiem mleko z wiadra i dolał jeszcze mleka drewnianą chochlą do pełna, tak równo z brzegami, że mleko aż przez wierzch się przelewało i wlał do putyny, a deputat stojący obok wataha z rewaszami złączonymi cienkim sznurkiem, karbował na Iwanczikowym rewaszu i swojej kłodzie za jeden mirtuk mleka 1/16 berbenicy bryndzy. Jak już nie starczało mleka na pełny mirtuk to watah mierzył pół mirtuka, a deputat karbował za niego pół berbenicy bryndzy później ¼ i kołacz tak jak to wyszło z ostatniej miary mleka. Iwanczik bardzo dobrze wydoił na miarę swoje owce i kozy, bo wyszła mu berbenica bryndzy.
Deputat zakarbował na Iwanczikowym rewaszu, ile miał owiec i kóz dojnych, a ile jałowych, przed tym sam ubił krowią bryndzę. Oddzielił rewasz od swojej kłody i podał go Iwanczikowi, a kłodę zostawił w stai dla wataha i dla siebie żeby mieć kontrolę. Gdy watah skończył mierzyć mleko Iwanczika zabrał się za mierzenie mleka innych mieszennyków, którzy jeden za drugim przynosili od swoich owiec ze strunek mleko na miarę. Wtedy deputat od razu zobaczył, że Iwanczik wydoił najwięcej mleka.
(…)
Po mierze watah zaglegał razem całe mleko w wielkiej putynie, to poszło na rachunek deputata. A bundz z rannego mleka pokroił na kawałki na wieczku putyny i rozdał miszennykom według ilości mleka udojonego na miarę, aby mieli co dać w wiosce rodzinie jako podarunek z połoniny od swoich owiec. Wszyscy miszennycy razem z pasterzami, watahem i deputatem pojedli wspólnie i razem wyszli ze stai do wielkiej koszary popatrzeć jak starszy owczarz wypuści pierwszy raz zmieszane owce w połoninę na paszę. Każdego korciło zobaczyć jak u starszego owczarza pójdą owce po raz pierwszy na paszę, bo po tym poznawali, czy to dobry, czy zły owczarz.
Gadżoma był tego lata bardzo uhonorowany, miał około pięciuset samych dojnych owiec w tym miszinju, miał co tego lata paść i doglądać na połoninie. Pod jego okiem i opieką było bardzo ładne i wielkie stado. Owce pasło z nim jeszcze dwóch owczarzy, którzy mu podlegali. Od razu powiedział deputatowi, że na strunki do dojenia razem z nim ma zawsze siadać sześciu dojarzy. Chciał aby owce były zawsze dobrze i prędko wydojone, tak żeby nie straciły szybko mleka. Gdy deputat zaczął protestować, że to za dużo aż sześciu dojarzy, to odpowiedział mu krótko: — Sto owiec na jednego dojarza to za dużo. Gdy przypada więcej niż sto owiec na dojącego, to jego dojenie jest nic nie warte, bo puchną mu ręce i nie może dobrze wydoić owcy, a nie wydojona owca od razu gubi mleko. Jak przypada na dojarza mniej niż sto owiec, to dobrze i szybko wydoi, a owca idzie szybko na paszę i nie traci przedwcześnie mleka.
Watah głosem trembity dał znak, że czas wypuszczać owce z koszary na połoninę, na paszę.
Starszy owczarz wziął ze stai wiadro z odgaszoną, watrą w którym po dojeniu owiec na miarę wszyscy myli ręce, a w drugą rękę głownię z żywej watry. Obszedł trzy razy zgodnie z ruchem słońca owce w koszarze okadzając je żywą watrą i kropiąc świętą wodą z żywej watry. Resztę wody wylał w strunce, tam gdzie owce trzymają nogi w czasie dojenia i położył tam tlącą głownię żywej watry. Rozwiązał kordacz , który miał zawiązany na gołym ciele, upleciony w żywny czwartek specjalnie dla połoniny. I tak przez odgaszoną wodę żywej watry, Boży ogień i kordacz wypuścił z koszary na połoninę, na paszę pierwszy raz po dojeniu na miarę, miszenie owiec.
Teraz wszystko odbywało się w spokoju i ciszy. Nawet pomocniczy owczarze milcząc budzili owce w koszarze. A owce przeszły przez kordacz i cicho poszły na paszę, żadna z nich nie zabeczała i nie uciekła w bok ze stada. Trzymały się razem w kupie jak wełna w runie na owcy. Starszy owczarz wziął kordacz z ziemi i przewiązał go na sobie na gołym ciele pod koszulą, związując w węzeł tak, by do rozłączenia nie rozwiązał się na nim. Bo tym kordaczem zawiązał w jeden węzeł razem do kupy na całe lato swoje miszinie owiec, które przyszedł paść na połoninę od miary do rozłączenia.
Każdy to widział i nie mógł się nachwalić, jak on dobrze umie wypuszczać owce na paszę. I wszyscy byli spokojni o swoje owce, bo wierzyli, że on tak dobrze potrafi paść je przez całe lato. Bo to przecież był główny owczarz.
Po dojeniu na miarę, gdy nastała wiosna, próżne i nieme przez zimę połoniny od razu zapełniły się chudobą i pasterzami. Ożyły od głosu trembity, który od miary, aż do rozłączenia, nie milkł na nich. Miszennycy przekazywali swoją chudobę na połoninach pod opiekę Boga-Słońca, a w ręce watahów i pasterzy, sami zaś weseli wracali z połoniny do wiosek krętymi, długimi i kamienistymi płajami. Będą tam gazdować i robić zielone siano na zimę dla owieczek i całej swojej chudobki, całej, którą dał im Bóg. Za ich plecami, na wysokich połoninach, trembity grały głośno tęskliwe połonińskie kruhleki na dobre latowanie pasterzom w połoninach z ludzką chudobą.
(…)

Słowniczek mniej znanych wyrażeń i terminów pasterskich

berbenica – podłużna beczka objętości ok. 30 l
botej – stado owiec
bowt – drewniany kij do mierzenia poziomu mleka
budz – bryła sera
carka – mała zagroda dla owiec
chudoba – inwentarz żywy (krowy, woły, konie, owce i świnie) wypasany na połoninach.
deputat – właściciel połoniny
dojenie na miarę – na podstawie ilości udojonego mleka określa się ilość nabiału jaką powinien otrzymać właściciel chudoby za cały okres wypasu na połoninie
fłojera – fujarka długości ok. 1m
kahła – przewód wyprowadzający dym znad pieca z otwartym paleniskiem do sieni
kieptar – krótki kożuszek bez rękawów
kordacz – pasek z owczej wełny wystrzyżonej w Wielki Czwartek i w tym samym dniu upleciony
korowar – pasterz krów
kowbok – pieniek
krysania (kresania) – kapelusz filcowy
latowanie – wiosenno-letni wypas na połoninach
mazanka – koszula wymoczona w roztopionym maśle dla ochrony przed pasożytami
mirtuk – miara, kubek drewniany pojemności 1,5-2l. Obecnie metalowy
miszenie – owce i kozy różnych właścicieli pasące się wspólnie
miszennyk, miszannyk – od słowa „mieszać”, oznacza właściciela oddającego swoją chudobę do wspólnego wypasu na połoninie
ozymiwka – roczna krowa, która już przezimowała
putyna – drewniane naczynie pojemności ok. 60l.
serbanka – zupa z kartofli
serstennyk – koc z koziej wełny podkładany pod siodło na konia
staja – schronienie dla pasterzy na połoninie i miejsce przerobu mleka
stoiszcze – okolica stai i pomieszczeń dla chudoby na połoninie
strunka – zadaszone miejsce w koszarze służące do dojenia owiec
watah – naczelnik pasterzy
waternyk – pochyłe zadaszenie z ogniskiem
werkluch – urządzenie służące do zawieszania kotła nad watrą
wikad – uwędzony ozdobny ser
zaglegać – dodać do mleka glegu w celu zrobienie sera, gleg – zasolona i wysuszona zawartość żołądka cielęcia, które żywiło się tylko mlekiem, przechowywana w uwędzonym żołądku.
zerenyk – specjalny kocioł do gotowania serwatki
Tłumaczenie z ukraińskiego  Andrzej Ruszczak, tytuł oryginału Петро́ Шеке́рик-До́ників, Дідо Іванчик
Udostępnij