Łuk Karpat. 84 dni samotnej wędrówki

Uprzejmie informujemy, że ukazała się właśnie książka Ewy Chwałko pt. Łuk Karpat. 84 dni samotnej wędrówki. Dzieło zapowiadane przez autorkę na Spotkaniach Karpackich online w maju tego roku liczy 524 strony formatu A5. Wydane w kolorze, wyposażone jest w 125 map z zaznaczoną trasą wędrówki; reprodukcje map austriackich oraz map WIG wykonane przez PiTR Kartogrtafia. Oprawa miękka ze skrzydełkami. Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu, wyd. I. Wrocław, 2022 r.,
Do nabycia m.in. w Oficynie Wydawniczej „Rewasz”, cena w sprzedaży wysyłkowej 76 zł.
Autorka wspomina:
Przeszłam Łuk Karpat. Szlak, który sama ułożyłam, wiódł przez Rumunię, Ukrainę, Polskę i Słowację. Głównie szczytami gór. Przeszłam 2367 km przez osiemdziesiąt cztery dni. Przeszłam Łuk Karpat samotnie.

Jestem pierwszą Polką i drugą kobietą na świecie, która to zrobiła. Początkiem i końcem mojej wędrówki były przełomy Dunaju – pierwszy przy Żelaznych Wrotach w Rumunii, zaś drugi przy Bramie Devińskiej u ujścia Morawy na Słowacji, zwanej też Bramą Hainburską.
Każdego dnia otaczały mnie góry piękne i różnorodne. W najwyższych pasmach rumuńskich, powyżej dwóch tysięcy metrów nad poziomem morza, mimo odchodzącej wiosny, zalegał śnieg i bronił dostępu do szczytów. Gdy człowiek stał sam w tej wielkiej przestrzeni, czuł się zawieszony pomiędzy niebem a ziemią i mógł słuchać ciszy. A cisza była charakterystyczna – nie wzbudzała niepokoju.
– Ty się dobrze rozejrzyj – powiedział do mnie ojciec Zaharia Gheorge, opat i jedyny mnich w monastyrze w Górach Rodniańskich. – Tu wszędzie otacza nas raj. Szatana mamy w głowach.
Faktycznie. Wędrując po często zupełnie pustych górach Rumunii, człowiek może poczuć się przez chwilę pierwszym na ziemi i jedynym. Jak zaraz po stworzeniu świata.
Tuż przed latem lawinowo zakwitły różaneczniki alpejskie i zbocza wielu gór wyglądały jak pokryte różowymi dywanami. Ogromne zbocza – ogromnymi dywanami. Karpaty zajmują w Rumunii 47,4% jej powierzchni, a jednocześnie tu znajduje się 55,5% całego łańcucha. Przejście tego odcinka zajęło mi 43 dni.
O tym, jak bardzo brakowało mi innych wędrowców, przekonałam się na Ukrainie. Cieszyłam się, że niemal codziennie otaczają mnie cudze namioty. Wolność nocowania gdziekolwiek w górach ukraińskich jest ujmująca. Przeważnie szłam w deszczu. Nawet gdy nie padało, to od zarastającej ścieżki wysokiej i zawilgotniałej kosówki w kilka minut przemakało mi całe ubranie. Szlaki bywały też rozjeżdżone autami terenowymi albo ciężkim sprzętem drwali i wtedy moje buty tonęły w błocie. Mgła ustępowała łaskawie i na krótko. Taki był lipiec tego roku. Dojrzały borówki i jadłam je całymi garściami…

Udostępnij