Jerzy Macek
(fragment)
(Uwaga! pominięto przypisy)
U schyłku I wojny światowej jasnym stało się, że definitywnego rozkładu cesarstwa austro-węgierskiego nic już nie powstrzyma. Oznakom zbliżającej się klęski militarnej na europejskich frontach towarzyszyły narastające nastroje antywojenne wewnątrz państwa. Jednak o ostatecznej agonii monarchii przesądziły coraz silniejsze separatyzmy i tendencje odśrodkowe szerzące się zwłaszcza w peryferyjnych prowincjach cesarstwa. Na terytoriach tych, pod względem demograficznym stanowiących istną mozaikę narodowościową, różne nacje dostrzegły szansę wyzwolenia się spod absolutystycznego panowania Habsburgów i stworzenia nowoczesnych i niezależnych państw narodowych. Dla wielu narodów – po raz pierwszy od czasów Wiosny Ludów – pojawiła się realna możliwość na urzeczywistnienie idei państwotwórczych. Rozwinięciem dziewiętnastowiecznych prądów stało się wówczas słynne, szeroko akceptowane prawo narodów do samostanowienia. W chaosie narodowych dążeń, często przeciwstawnych, rodził się nowy porządek środkowoeuropejski. Narodowe przebudzenie, które tak żywiołowo objawiło się w szerokich warstwach społeczeństw Austro-Węgier bodaj najsłabiej zaznaczyło się na Zakarpaciu, a na pewno dokonało się ono tu później niż w innych rejonach gasnącego imperium. Choć obszar Zakarpacia od średniowiecza znajdował się pod panowaniem węgierskim, to w górskiej części tej krainy rdzennymi mieszkańcami byli Rusini. Nawiasem mówiąc, ludność ta dominowała po obu stronach Karpat Wschodnich od przynajmniej 300 – 400 lat, a więc od początków kolonizacji. Gente Rutheni – to częste określenie w dawnych dokumentach. Podług kryteriów językowych, od końca XIX wieku zaczęto uważać Rusinów zakarpackich za gałąź narodu ukraińskiego.
Natomiast ten odłam Rusinów jeszcze sto lat temu nie odczuwał bynajmniej łączności z ukraińską sprawą narodową, i to mimo wspólnoty języka. Ba! – śmiało rzec można, że świadomości narodowej nie mieli jeszcze wcale. Właściwie to brak poczucia wspólnoty z galicyjskimi Rusinami-Ukraińcami można jeszcze zrozumieć, gdyż przez stulecia obie społeczności żyły w różnych państwach. Ale jako osobliwość jawi się słabo ugruntowana świadomość narodowa ludu rusińskiego w lokalnej zakarpackiej skali. Przyczyny tego tkwiły w prawie całkowitym braku rodzimej inteligencji, i co istotniejsze, w tym że przeważającą większość Rusinów stanowiła uboga ludność wiejska i góralska, skrajnie konserwatywna i mało podatna na jakiekolwiek polityczne agitacje. Owa biedota pozostająca poza systemem węgierskiego szkolnictwa w wysokim stopniu dotknięta była analfabetyzmem. Rzecz paradoksalna – właśnie „dzięki” szczątkowej edukacji ludność ta nie uległa madziaryzacji i zachowała przez wieki niewzruszone poczucie inności i „tutejszości” zarazem. Ponadto także, nikłą integrację z państwem węgierskim petryfikowała odmienność religijna. W przeciwieństwie bowiem do Węgrów, będących katolikami rzymskimi i protestantami, Rusini byli chrześcijanami w obrządkach wschodnich.
Narodowa samowiedza rusińskiej ludności zaczęła się krystalizować dopiero w końcu pierwszej dekady XX wieku, a więc później co najmniej o pokolenie niż w Galicji. Nawiasem mówiąc, w tym czasie wśród galicyjskich Ukraińców dążenie do uzyskania niezależności państwowej było już powszechne. Ale skutkiem braku tradycji niepodległościowych na Zakarpaciu sam proces uświadomienia narodowego miejscowych Rusinów, a w konsekwencji ich dążenia państwotwórcze – w odróżnieniu od tejże Galicji, równie silnie zacofanej ekonomicznie i socjalnie – przebiegały nad wyraz spokojnie i nieomal bezkrwawo.
W jesieni 1918 roku na Zakarpaciu, formalnie ciągle jeszcze pozostającym w rękach węgierskich, ludność rusińska spontanicznie poczęła tworzyć lokalne samorządy, tzw. rady narodowe. Wśród wielu rad – początkowo nie mających wspólnego celu – działających na rozległym obszarze od Spisza, i dalej, aż po komitat marmaroski, najdłużej istniejącą była tzw. Republika Huculska. Powstała ona w Jasiniach i grupowała okoliczne huculskie sioła. O ile istotną przesłanką w tworzeniu niemal wszystkich rad było poczucie odrębności od państwa węgierskiego, to w przypadku Hucułów żyjących nad Białą i Czarną Cisą świadomość inności była szczególnie silna.
Rejon obu Cis tworzył bowiem peryferie Węgier, w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Na tym pogranicznym regionie żywiej niż w głębi Węgier rozwijały się kontakty handlowe i gospodarcze z pobliską Galicją. Znakomicie ułatwiało owe kontakty położenie nad ważnym traktem kolejowym z doliny Prutu i gościńcem wiodącym przez przełęcz Jabłonicką. Zresztą i połoniny Czarnohory nie stanowiły chyba istotnej przeszkody w umacnianiu np. związków rodzinnych miejscowych Hucułów z pobratymami z północnej strony Karpat. Z Galicji właśnie przenikały tu idee proukraińskie. Zrazu bez szerszego oddźwięku, z czasem znajdujące nad Cisą coraz więcej zwolenników. Właśnie w Jasiniach narodził się silny ośrodek skupiający reprezentantów sprawy ukraińskiej, a nader gorliwymi orędownikami tej opcji byli przedstawiciele miejscowej inteligencji – Marusiak-Kuźmycz, W. Josipczuk oraz wywodzący się z szanowanego huculskiego rodu Kłympuszów, bracia: Wasyl, Iwan i Dmytro.
W okresie przed I wojną światową grunt pod powstanie Republiki Huculskiej przygotowywała, nieświadoma tego faktu, sama węgierska administracja, a podczas wojny także polityka władz wojskowych wobec miejscowej ludności. W zgodnej opinii huculskiej większości poczynania Węgrów opierały się na dyskryminacji ekonomicznej i religijnej. Niemały udział w szykanach miały wojska obu walczących armii – tak austro-węgierskiej jak i rosyjskiej; przez teren zakarpackiej Huculszczyzny czterokrotnie przetaczał się front, a każda armia zachowywała się tak jak w kraju podbitym i wprowadzała swoje „porządki”. Brutalność i buta Rosjan sprawiły, że osłabły – i tak szczątkowe – sympatie rosyjskie. Gdy tereny te odbiły oddziały węgierskie walczące w armii austriackiej represje nie ustawały, zmieniała się tylko ich forma. W poczuciu niezasłużonej krzywdy potęgowały się więc nastroje antywęgierskie. Oprócz umiłowania swobody – uczucia tak powszechnego u wszystkich grup górali karpackich – na Huculszczyźnie do głosu doszło też przemożne pragnienie bycia gazdami sobie samym.
Prologiem do utworzenia Republiki Huculskiej było samorzutne zawiązanie się w Jasiniach wiosną 1918 roku kilkudziesięcioosobowego oddziału miejscowej samoobrony o charakterze milicji ludowej. Zadaniem tej formacji było zapobieganie nasilającym się grabieżom i gwałtom czynionych przez zmierzających na południe – i odwrotnie – zdemobilizowanych żołnierzy, dezerterów, byłych jeńców i zwykłych wojskowych rzezimieszków. Informacje na temat powstania i działalności samoobrony są bardzo skąpe, trudno zatem ocenić jej skuteczność w utrzymaniu ładu w okolicy. Wiadomo, że w pierwszych dniach listopada dowództwo nad samoobroną powierzono najstarszemu stopniem wśród ochotników, niedawnemu oficerowi z rozformowanej armii austriackiej, Stepanowi Kłoczurakowi, który właśnie powrócił z wojny w rodzinne strony. Licząca wówczas ponad 200 osób zbrojna, choć bezładna gromada, została zreorganizowana na wojskową modłę i przemianowana na Narodną Oboronę. Pierwszym większym sukcesem nowej formacji pod komendą Kłoczuraka było rozbrojenie garstki węgierskiej żandarmerii i pograniczników, nie stawiającej jednak większego oporu. Załogi tych posterunków już więcej nie niepokojone wycofały się z Jasini.
Rzutki komendant Narodnoj Oborony, sam będąc zdeklarowanym Rusinem-Ukraińcem, natychmiast wszedł w bliską komitywę ze środowiskiem ukraińskim w Jasiniach. O wielkim zaangażowaniu tegoż środowiska dla sprawy ukraińskiej niech świadczy fakt, że wspomniani wcześniej, wywodzący się z jasińskiego kręgu działacze współuczestniczyli w zredagowaniu i wysłaniu płomiennej noty do Ukraińców w Galicji, wyrażającej pragnienie włączenia całej Rusi Zakarpackiej do tworzonego przez nich państwa. Pismo to, pod nieobecność delegatów z Zakarpacia, zostało odczytane we Lwowie na zebraniu powołującym do życia Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową (ZURL) w dniu 18 października 1918 roku.
Na wieść o wybuchu ukraińskiego powstania we Lwowie, przygotowania do przejęcia władzy w Jasiniach weszły w decydującą fazę. W obliczu uwiądu lokalnej węgierskiej władzy, 8 listopada odbyło się powszechne zebranie mieszkańców miasteczka i okolicznych osad, na którym uchwalono całkowite przejęcie władzy i secesję od Węgier. Wiecujący powołali do życia lokalny samorząd i przyjęto dlań nazwę – Huculska Rada Narodowa w Jasiniach (HRN). Do Rady wybrano 42 członków, z których większość to zwolennicy opcji ukraińskiej. Symboliczną reprezentację miały też mniejszości – węgierska i żydowska. Ogłoszono rozwiązanie wszystkich agend węgierskiej administracji, a najwyższą władzą miał być odtąd czteroosobowy quasi-rząd – Hołowna Uprawa – i kilka komisji wzorowanych na ministerstwa. Miejscowi proukrauińscy entuzjaści zadbali o propagandową oprawę wiecu na tyle skutecznie, że na wniosek Kłoczuraka z aplauzem przyjęto rezolucję wyrażająca wolę włączenia – w bliżej nieokreślonej przyszłości – całego obszaru zakarpackiej Huculszczyzny do Ukrainy Halickiej. Sam wnioskodawca apelował: „…Teraz, gdy wokół nas wszystkie narody śmiało podnoszą sztandar wolności i my powinniśmy odważnie dowieść, że nie chcemy być sługami naszych dawnych gnębicieli, nie chcemy być już obiektem szyderstw, pogardy i ciągłego poniżania. Na naszej ziemi chcemy być jedynymi gospodarzami na co mamy pełne prawo. Bierzmy przykład od innych zniewolonych narodów – od pobliskich Rumunów, od Polaków, Czechów i szczególnie od naszych braci Ukraińców z Galicji, którzy rozpoczęli walkę o swoje wyzwolenie i zjednoczenie z Ukrainą” .
Powstanie nowej administracji nie oznaczało bynajmniej trwałości władzy na zajętym obszarze. Dość powiedzieć, że na przełomie listopada i grudnia władze Republiki obawiając się kontrakcji Węgrów wysłały swoich emisariuszy – w osobach Kłoczuraka i Iwana Kłympusza – do rządu ZURL z petycją o pomoc. Delegacja dotarła do Stanisławowa, gdzie po ucieczce ze Lwowa miał wówczas swoją siedzibę rząd Ukrainy Halickiej. Na ręce szefa władz ZURL Sydora Hołubowicza złożono kopię protokołu z jasińskiego wiecu z 8 listopada, a ponadto wyrażono pragnienie włączenia nie tylko Huculszczyzny, ale i całego Zakarpacia do ZURL. Kłoczurak usilnie apelował o zbrojną odsiecz, a Hołubowicz nie szczędząc słów otuchy obiecał, że być może już wkrótce – jeśli tylko sytuacja pozwoli – prośby Huculskiej Rady zostaną uwzględnione. Deputacja Kłoczuraka i Kłympusza była pierwszą tego rodzaju misją zza Karpat, co z dumą później podkreślano.
Oczekiwania na znaczącą pomoc wojskową z Galicji były jednak mało realistyczne. Ukraina Halicka wikłając się w wojnę z Polską sama nie mogła przechylić wojennej szali na swoją korzyść w Galicji Wschodniej. Cóż więc mówić o tworzeniu nowego frontu i militarnym zaangażowaniu się jeszcze i na Zakarpaciu. Jedynym wsparciem było zorganizowanie w Stanisławowie przedstawicielstwa, czy raczej biura propagandowego do spraw Zakarpacia. Kilkutygodniowa działalność tejże agendy sprowadziła się praktycznie do druku i kolportażu na Rusi zakarpackiej proukraińskich materiałów agitacyjnych. Uporczywie szukając sojuszników, delegaci HRN zdążyli jeszcze wziąć aktywny udział w obradach rusińskich kongresów w Budapeszcie i Sygiecie .
22 grudnia do Jasini wkroczył regularny batalion honwedów i przywrócił funkcjonowanie węgierskich urzędów. Szykowane przez Węgrów aresztowanie władz Republiki okazało się zbyteczne. Po prostu, całe proukraińskie kierownictwo Huculskiej Rady i najaktywniejsi członkowie Narodnoj Oborony, uprzedzeni zawczasu przez Jewhena Puzo, swojego łącznika w Sygiecie, in corpore uszli w góry. Do pacyfikacji zbuntowanych mieszkańców Jasini na razie więc nie doszło .
Zbrojne wsparcie, o które zabiegały władze Republiki nadeszło dość nieoczekiwanie – w bożonarodzeniową noc 7 stycznia 1919. Z rozkazu Dmytra Witowskiego, sekretarza spraw wojskowych ZURL, na Huculszczyznę zakarpacką wkroczył ukraiński korpus interwencyjny z Kołomyi. Był to kontyngent w sile niecałych dwóch kureni. Wszystkiego ledwie nieco ponad setka żołnierzy. Przejęcie przez ZURL kontroli na wschodnim Zakarpaciu czego otwarcie domagali się działacze z Jasini, przy groteskowej szczupłości halickiej pomocy zbrojnej, było oczekiwaniem na wyrost. Celem tej operacji mogło być co najwyżej tylko chwilowe wsparcie miejscowych inicjatyw. Ale o dziwo! – ukraińskie oddziały posiłkowe odnosić zaczęły błyskotliwe sukcesy terytorialne. (…)