O Jerzym Stempowskim – „Płajowe” remanenty

Jutro przypada 128 rocznica urodzin Pana Jerzego, świetna więc okazja ku temu, żeby udostępnić na karpackich poświęcony mu esej „Przez Hostowce i Furatyki śladami Jerzego Stempowskiego” opublikowany w „Plaju” 60, a także żaby sprostować pewne zaszłe niegdyś nieporozumienie. Otóż w „Płaju” 35 z jesieni 2007 roku opublikowaliśmy tekst autorstwa Christiana Sénéchala* zatytułowany „Podroż przez Polską”. Powstał on na podstawie notatek z jego pobytu w Polsce w 1936 r., w tym w gościnie u Stanisława Vincenza na Huculszczyźnie, znajdujących się w Bibliotece Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu w dziale rękopisów Archiwum Stanisława Vincenza (sygn. 17570/II). Wybrano z nich i przetłumaczono fragmenty dotyczące Huculszczyzny. Niestety znalazł się tam pewien błąd, który – nawet po latach – koniecznie trzeba sprostować, bowiem fragment notatek Senechala zapisany na osobnej kartce, który autorzy opracowania zinterpretowali jako charakterystykę Stanisława Vincenza, tak naprawdę dotyczył kogoś innego. Brzmi on następująco:

Spotkaliśmy się w schronisku na Popie Iwanie. Każdy z nas okropnie przemoczony. Zwróciłem uwagę na młodzieńczą sylwetkę, niebieskie oczy i głos pogodny, szepczący. Przez kilka dni rozmawialiśmy dowoli. O czym? – o wszystkim. Znałem już wielu „uniwersalnych mędrców”, nie znosiłem ich: wypowiadających się o wszystkim, „znających wszystko” czy na uniwersytetach, czy gdziekolwiek. Lecz tu było inaczej. Począwszy od literatury, medycyny, filozofii, ekonomii politycznej, historii, geografii, znajomość wiedzy była niezwykle precyzyjna, połączona ze znajomością teorii, syntezy i bieżącym kontaktem z najnowszymi faktami w nauce. Jego oceny i sądy wywoływały respekt, potwierdzały jego autorytet. Nie czerpał z tego powodu żadnej chwały. Wolał samotność w swojej ogromnej bibliotece. Wyruszał w góry pieszo lub na koniu i pozostawał tam 15 dni bez żadnych wiadomości ze świata, świata ludzi tkwiących przez cały rok w Warszawie, nie dając jednocześnie w tym czasie, również żadnych wieści o sobie. 

Nie moglibyście się domyśleć jak i ja też nie mogłem, jaka jest jego profesja, jak zarabia na życie. Poza światem duchowym gdzie żyje z pasją z własnego wyboru, musi się przecież też jakoś utrzymać. Na życie zarabia pracując w banku i w tym jest dyletantem. Mój żydowski przyjaciel dziennikarz ma rację: są jeszcze ludzie oryginalni. Drogi S. jesteś jednym z nich i dzięki Bogu za to.

Tym tajemniczym S. z młodzieńczą sylwetką, niebieskimi oczyma i szepcącym głosem, a na dodatek pracującym w banku nie mógł być nikt inny, jak tylko Jerzy Stempowski. Mało mamy takich charakterystyk Pana Jerzego z lat trzydziestych i w dodatku zapisanych piórem cudzoziemca, tym bardziej trzeba więc przywrócić ją właściwemu adresatowi.  Oczywiście w 1936 r. w rejonie Pop Iwana istniało tylko jedno schronisko, był to obiekt SN AZS Warszawa „Na Pohorylcu” prowadzony przez Ludwika Ziemblica. Natomiast swego rodzaju „lustrzane odbicie” sytuacji opisanej przez Sénéchala znajdujemy w liście Jerzego Stempowskiego do Marii Dąbrowskiej:

Czarnohora I, 27 VIII 36
Droga Pani Mario,
Od pięciu dni już jesteśmy odcięci z panią Wichuną od poczty, w górach pod nieustającym deszczem, a chwilami i śniegiem, w oczekiwaniu lepszej pogody. Żeby wysłać ten list, korzystam z uprzejmości spotkanego tutaj francuskiego literata, p. Christiana Sénéchala, który dziś konno z całą rodziną wyjeżdża z gór do Żabiego, a stamtąd własnym automobilem do Warszawy.
Spotkaliśmy się z nim w ten sposób, że w ub. niedzielę przyjechaliśmy, a raczej przypełzliśmy pod ulewnym deszczem we mgle do schroniska pod Popem Iwanem, całkowicie przemoczeni, i tam nieoczekiwanie spotkaliśmy St. Vincenza na czele wielkiej wyprawy z 10 osób, którą ten sam deszcz zapędził również do tego samego schroniska. W wyprawie tej brał udział także p. Sénéchal z żoną, z synem, młodym lekarzem i dwiema córeczkami. Była to ich pierwsza wycieczka wakacyjna poza Francję, ale cała rodzina znosiła trudy podróży z prawdziwym stoicyzmem i swobodą. Następnego dnia, wobec wielkich chłodów i deszczów, Vincenz zaproponował zejście z głównego grzbietu do jego domku pod Czarnohorą. Zejście to, pod deszczem, gradem i śniegiem, z końmi, trwało cały dzień. Popasaliśmy przy ognisku w stai, gdzie trochę osuszyliśmy się i ogrzaliśmy się, i dopiero po zapadnięciu zmroku zaszliśmy do domku Vincenza, gdzie trzy dni już czekamy na zmianę pogody. Przez cały ten czas rozmawialiśmy o sprawach literackich. P. Sénéchal okazał się bardzo sympatycznym towarzyszem podróży, w sprawach literackich trochę skłonnym do pesymizmu, i przez to poglądy nasze często zbiegały się ze sobą. Jego syn założył tu od razu małe ambulatorium chirurgiczne dla Hucułów, w czym starałem się mu pomagać.

Z kolei o tym jak Jerzego Stempowskiego postrzegał Stanisław Vincenz i jego najbliżsi możemy dowiedzieć się z pozostającego jak na razie w rękopisie jego wspomnienia o Marianie Haleniaku, gdzie znajdujemy taki oto fragment:

Wytworzyliśmy nawet szereg przezwisk, które wskazywały na cechy charakteru naszego przyjaciela [Mariana Haleniaka]. Od skrótu imienia Maniczek, czyli Marianek nazywaliśmy szereg osób maniczkowatymi, tj. takie które były przedelikacone, niezdecydowane i pełne spóźnionych żalów za nie wyzyskanymi szczęśliwymi sposobnościami. Tak nazywaliśmy Jerzego Stempowskiego, który sam pochodził z Ukrainy i dość późno przymknął do naszej huculskiej grupy, a także Marynę (…) żonę Zbindena i wreszcie moją żonę Irenę.

* Christian Sénéchal (1886 – 1938) krytyk literacki. Napisał m. in. Les Grands Courants de la littérature française contemporaine oraz La Pologne de 1830 á 1846 dans la poésie romantique francaise. Interesował się literaturą polską. Latem 1936 r. z żoną i trojgiem dzieci odbył dwumiesięczną podróż samochodem po Polsce. Przez miesiąc przebywał w Bystrzcu pod Czarnohorą u Stanisława Vincenza, którego poznał wcześniej, i z którym miał wspólne zainteresowania, m.in. twórczością Romeo Rolanda i filozofią panidealistyczną. Senechal kręcił film ze swojej podróży, do którego sporządził notatki. Najprawdopodobniej pani Senechal wiele lat po śmierci męża, ofiarowała jego notatki Vincenzom kiedy spotkali się w Paryżu w 1959 r. Co się stało z filmem, niestety nie wiadomo, a szkoda!

Andrzej Wielocha

Udostępnij