Płaj – artykuły

Artysta w wirze historii: Leon Getz (Płaj 44)

Leszek Rymarowicz

fragment

(…) Pracę pedagogiczną w Państwowym Gimnazjum Męskim im. Królowej Zofii w Sanoku rozpoczął w dniu 1 I 1925 r. jako nauczyciel rysunku i języka ukraińskiego, a potem także w dwu innych zakładach szkolnych. Przez cały „sanocki” okres życia z nadzieją spoglądał na Lwów, widząc wyłącznie tam możliwość artystycznego spełnienia. W Sanoku malarz spędził 19 lat życia, zresztą pod względem artystycznym było to 19 lat najlepszych.
Był chyba pierwszym zawodowym malarzem, który rozstawiał sztalugi w różnych miejscach starego Sanoka. Budził ciekawość i stał się postacią powszechnie znaną. Jak wspomina sam Getz, pracował na trzech etatach. Wczesnym rankiem jako artysta malarz, potem jako nauczyciel w jednej, później w trzech szkołach, prowadząc także (jak to się wtedy pięknie określało) inwigilacje uczniów, oraz jako działacz społeczny, organizator i kierownik muzeum „Łemkiwszczyna”. Był także bibliotekarzem w czytelni „Proświty” oraz śpiewał w chórze. Jego śpiew doceniła podczas pobytu w Sanoku słynna śpiewaczka Salomea Kruszelnicka. Mieszkał zaś w malutkim wynajętym pokoju na poddaszu, wśród swoich obrazów, i mówiąc bez ogródek, często przymierał głodem. Czytaj dalej

Połonina nie lubi szachrajstwa (Płaj 43)

Petro Szekeryk-Donykiw, Dido Iwanczik (fragment)
Z nastaniem wieczoru cała chudoba była już na swoim miejscu. Krowy spały w korowarce, woły w bowharce, konie w stadnarce, tylko owce spały w osobnych botejach w carkach. Miszannycy wieczorem podoili swoje boteje każdy osobno i zaglegali to mleko dla siebie, a nie dla deputata, bo watah Karpa miał jeszcze tego wieczoru wiele zajęć w stai. Przed zastajkami koło chudoby, przy koszerach pasterze i miszennycy palili wielkie watry przez całą noc, aby dzikie zwierzęta nie straszyły chudoby. W stai też paliła się wielka watra, bo watah, deputat, starszy owczarz i wielu miszennyków do późna prowadzili rozhowory przy watrze. Iwanczik grał na fłojerze, a te kobiety które przyszły zamiast swoich mężów na połoninę do dojenia na miarę, na przemian z mężczyznami śpiewały z flojerą rozmaite śpiewanki. Częstowali się gorzałką. Opowiadali swoje przygody czasem tak wesołe, że od śmiechu zalewali się łzami. Starsi opowiadali o dawności i o opryszkach. Aż gdzieś po północy położyli się spać, tam gdzie kto mógł znaleźć miejsce, aby choć troszkę, do pierwszej rannej zorzy, podrzemać. Watah z deputatem spali na swoich miejscach za werkluchem przy watrze, na ławach. Wielu miszennyków legło spać w stai na ziemi. Leżeli na przemian mężczyźni z kobietami, ale spali uczciwie, jak bracia z siostrami, bo bali się, że jakby spokojnie nie spali, to mogli by zaszkodzić chudobie na połoninie. Pasterze strzegli się, aby nie spać na połoninie z cudzą żoną, bo przez całe lato nie zdołali by odegnać się od wilków i niedźwiedzi, tak nachodziłby w nocy dziki zwierz ich koszary i zagrody z chudobą, bo nie można robić rozpusty na połoninach.
(…) Czytaj dalej

Czukutycha – śpiewająca opiekunka huculskiej dawności (Płaj 44)

Iwan Zełenczuk, Jarosław Zełenczuk

(fragment)

Badania przyrody, historii i kultury Huculszczyzny opierają się na źródłach pisanych, dokumentach archiwalnych i materiałach zebranych podczas ekspedycji, których osnowę stanowią wywiady ze starszymi mieszkańcami naszego kraju. Przy badaniach nowych, nieznanych tematów często trzeba polegać tylko na ludowej pamięci — ustnych przekazach długowiecznych osób. Na tę ludową pamięć zwrócił uwagę Stanisław Vincenz (1888–1971) w swojej epopei dawnej Huculszczyzny Na wysokiej połoninie. Prawda starowieku wydanej w 1936 r. Autor wskazywał, że huculska pamięć ma fenomenalną cechę trwałości mimo upływu czasu: „Dla dawnych ludzi sto lat to nie tak znów dużo było, a dwieście także nic takiego. Nie tylko dlatego, że żyli długo, także dlatego, że długo żyła pamięć żywa”. Czytaj dalej

O Hucułach dla Encyklopedii Ukraińskiej (Płaj 43)

Stanisław Vincenz

(fragment)

Grenoble 7.XI.1955 r.

Wielce Łaskawy i Drogi Panie Profesorze, (1)

Stanisław Vincenz (Станіслав Вінценз)

Ufam, że mi Pan wybaczy opóźnienie i to że nie dawałem znaku życia. Mnie samego gnębiło to już niemało, ale proszę mi wierzyć, całe to lato mam tak wypełnione pracą, że nieraz nie wiem co naprzód zacząć. I w tej chwili także odłożyłem na bok inne prace i listy, bo komuś „krzywda” musi się stać. Bo oto straszna rzecz, na kalendarzu widnieje jak byk data 7-mego listopada, a Pan życzył sobie abym przysłał ten zarys około pierwszego!
Dla usprawiedliwienia dodam, że musiałem nie tylko wykończyć tego lata książkę na którą czeka, także pobłażliwie, wydawca francuski, ale ponadto sprawić się z korektami angielskiego i polskiego wydania „Na wysokiej połoninie”, z całą ogromną korespondencją i wszystkimi kłopotami a nawet zmartwieniami które zawsze są, a teraz szczególnie z powodu odległości, połączone z wydawaniem i przygotowaniem książki. Poza tym miałem jeszcze dawno obiecane recenzje książki do odrobienia itp. Czytaj dalej

Czarnohora w śniegu (Płaj 41)

Władysław Schmidt

Fragment

(…) Jest rok 1936. Okręgowy Związek Narciarski organizuje po raz pierwszy obóz szkoleniowy na Zaroślaku, kończący się w marcu, w czasie świąt Wielkanocy mistrzostwami okręgowymi w konkurencjach zjazdowych. Na obóz ten zgłosiło się 20 zawodników z 4 lwowskich klubów. Radość była wśród nas ogólna. By to pierwszy obóz zorganizowany przez Okręg. Wspólny wyjazd pociągiem ze Lwowa, aby w Worochcie przesiąść się na wąskotorową kolejkę leśną mającą nas dowieźć do Foreszczenki u stóp Czarnohory. Spotykamy się na Dworcu Głównym uzbrojeni dwiema parami nart zjazdowych, dwoma parami kijków oraz butami i plecakami nie najgorzej wypakowanymi. Obładowani, ale naładowani radością, bo w takim zespole jedziemy po raz pierwszy na czekające nas chyba same przyjemności. Załadowaliśmy sprzętem trzy przedziały i w drogę. Czytaj dalej

Łopienka – kłopoty z kamieniem (Płaj 41)

Z. K.

Prawdopodobnie nikt z odwiedzających ostatnio cerkiew w Łopience nie zdaje sobie sprawy z tego, że przechadzając się po jej wnętrzu, „dotyka” najbardziej kosztownej inwestycji cerkiewnej ostatnich kilkunastu lat. No cóż, przede wszystkim zwykle nie chodzimy ze wzrokiem utkwionym w ziemię i nie analizujemy, po czym stąpamy. A jeżeli nawet, oceniamy to raczej w kategoriach ładne–brzydkie. Któż by podejrzewał, że nie jakaś nadzwyczajna, ale zwykła kamienna posadzka może być bardzo cenna. Niektórzy może zadają sobie pytanie, po co było ją kłaść, przecież była już posadzka betonowa? Inni zastanawiają się, dlaczego jest właśnie taka. Przecież posadzka w tej cerkwi była inna – kolorowa, z Czytaj dalej

Rusinowa czyli krótkie wspomnienie o Dziadku i Babce (Płaj 39)

Jan Skłodowski

O takich miejscach mówi się dziś, że są magiczne. To prawda, bo i przed laty, choć takie określenie nie było w modzie, odczuwało się to właśnie tak.

Przed laty, w początku lat siedemdziesiątych, to dla mnie prawie wczoraj. Ale dla dzisiejszych tatrzańskich wędrowców to prehistoria — nic dziwnego, przecież to stulecie ubiegłe, ba, tysiąclecie nawet. Czyli mogę napisać, że będzie słów kilka o zdarzeniach z ubiegłego tysiąclecia… Brzmi to ładnie, bardzo historycznie. Prawie jak wspomnienie wykopaliskowego turystycznego mamuta.

Tamte czasy to moje lata studenckie. Wędrowałem po Tatrach i samotnie, i w małych koleżeńskich grupkach. Wędrowałem wszędzie. Dziś, po latach mogę się przyznać — choć to może wyznanie niezbyt edukacyjne — po wszystkich niegdysiejszych, wtedy już od dawna skasowanych przedwojennych szlakach i nieznakowanych perciach, z ambicją wejścia bez liny, gdzie się tylko da, czyli po drogach odpowiadających „jedynce” z przewodnika Tatry Wysokie Paryskiego. Prowadziły mnie w Tatrach Wysokich, prócz wymienionego przewodnika, przedwojenne mapy i opisy Zwolińskich. Nie tylko zresztą po ich polskiej części — Tatry Słowackie, choć trudniej dostępne z powodu obwarowań granicznych, były osiągalne na kilka dni w ramach tzw. konwencji turystycznej. Czytaj dalej

Ocalony świat. Gertnerzy z Żabiego (Płaj 40)

Leszek Rymarowicz

Co to znaczy, kiedy ludzie mówią, że prawda idzie przez świat?
To znaczy, że zewsząd ją wyrzucają, i że musi wędrować dalej.
Baalszem

Kiedy zasiadałem nad opracowaniem dla „Płaju” krótkiego artykułu dotyczącego Gertnerów z Żabiego, wydawało mi się, że to zadanie stosunkowo proste. Restauracja i hotel lub inaczej zajazd Gertnera stojący tuż nad brzegiem Czeremoszu w Słupejce w czasach międzywojennej prosperity gościł wielu turystów, letników, naukowców oraz przedstawicieli najwyższych władz Rzeczypospolitej odwiedzających tę modną wówczas miejscowość. Zarówno obiekty, jak i ich gospodarz przewijają się więc w wielu wspomnieniach turystycznych, przewodnikach, artykułach prasowych, a także w utworach literackich. Znaczna część wątków żydowskich w Na wysokiej połoninie zbudowana jest wokół postaci powszechnie znanego i szanowanego arendarza Etyka, którego pierwowzorem – jak wiadomo – był właśnie Elizar (Lejzor) Gertner, dobry znajomy Stanisława Vincenza. Jego też pamięci zadedykował Stanisław Vincenz swoje wydane w Londynie w 1977 r. Tematy żydowskie. Czytaj dalej

Czy Pikuj jest najwyższym szczytem Bieszczadów? (Płaj 39)

Wojciech Krukar

Wiadomo, że istnieje pewien względny związek między najwyższym punktem regionu a jego granicami. W podziałach geograficznych delimitacja granic należy do najbardziej złożonych i kontrowersyjnych prac. Bardzo często jest tak, że zależnie od przyjętych granic zmienia się nazwa i wysokość najwyższego pasma lub szczytu. Najlepszym przykładem może być przebieg umownej granicy europejsko-azjatyckiej między Morzami Kaspijskim i Czarnym. Włączenie Kaukazu do Europy powoduje degradację Alp z miana najwyższych gór starego kontynentu. Czytaj dalej

Muzeum Huculskie w Żabiem (Płaj 36)

Łukasz Quirini-Popławski

Fragment (…)

Budowa Muzeum Huculskiego

Jednym z pierwszych zadań, jakie postawiło przed sobą Towarzystwo Przyjaciół Huculszczyzny było zorganizowanie własnego, centralnego ośrodka naukowego na Huculszczyźnie.[1] Przy Zarządzie TPH w kwietniu 1934 r. zawiązano Koło Naukowe dla koordynacji prac organów państwowych, samorządowych, instytucji społecznych i osób prywatnych. Koło Naukowe postawiło sobie również za cel doprowadzenie do publikacji wielkiego zbiorowego dzieła o Karpatach Wschodnich, jako efektu współpracy polskich i zagranicznych środowisk naukowych[2] oraz „stworzenie” ośrodka naukowo-muzealnego w Żabiem pod nazwą „Muzeum Huculskie”. Dotychczas nie było bowiem placówki, która wyłącznie zajmowałaby się badaniami naukowymi i gromadzeniem zbiorów kultury materialnej. Co więcej na terenie południowo-wschodniej Polski nie funkcjonował w pełni żaden znaczący ośrodek, pełniący równocześnie rolę naukową i muzealną. Działające w Truskawcu i Samborze muzea posiadały jedynie zbiory sztuki ludowej.[3]

W ramach Koła Naukowego powstały komisje tematyczne: geograficzna, historyczna, gospodarcza, etnograficzna, przyrodnicza oraz muzealna. Zgodnie z założeniami Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny placówka miała za zadanie: (1) ześrodkować twórczość ludu huculskiego obecną, jak i minioną z wszelkich dziedzin życia, sztuki – oraz przyrody martwej i żywej, celem podtrzymania podupadającej odrębności w folklorystycznej tej pięknej części kraju; (2) utworzyć w centrum Huculszczyzny ośrodek badań naukowych, przez co da się możność bezpośredniego zetknięcia uczonych z przedmiotem badań we wszelkich jego przejawach, – a wyniki tych badań, zebrane na miejscu, dadzą materiał do dalszych prac naukowych; (3) utworzyć w centrum Huculszczyzny jako dopełnienie terenu turystycznego pokaz wartości naturalnych, dostępny dla wszystkich, co ma wielkie znaczenie propagandowe nietylko dla obywateli Polski, a również dla coraz liczniej przybywających cudzoziemców; (4) zachęcić miejscową ludność huculską do zachowania swojej odrębności w dziedzinie sztuki, budownictwa, ubioru i obrzędów, a przez wykazanie państwowej opieki i zainteresowania nimi – przywiązanie ich temsamem do Macierzy Polski; (5) przez możność zbytu miejscowych wyrobów ludowych uszlachetnionych obecnością eksponatów muzealnych – podniesienie produkcji ludowej w różnych gałęziach pracy; (6) utworzenie w centrum Huculszczyzny ośrodka pracy państwowo-twórczej, promieniującego na całą połać tej dzielnicy, w kierunku wychowawczo-państwowym.[4] Czytaj dalej